Żyjemy w czasach youtuberów, komunikatorów i reklam. Wszechobecna jest wystawa medialnych wrażeń, która dotyka naszych zmysłów, lub wręcz staje się dużą częścią rzeczywistości. Kreujemy nasz świat ,nasze więzi i samych siebie. Kreujemy tak, żeby poruszać się  w obszarach dobra. Staramy się być przykładnym człowiekiem w odbiorze. Zdarzyło mi się kilka razy w życiu życzliwie przywitać się z kimś na ulicy, w myślach dalece od tej życzliwości odbiegając. Kilka razy pomyliłam pojednanie z przebaczeniem, zapominając o tym, że to zupełnie dwie rzeczywistości.

W krótkich zaaranżowanych skeczach kabaretowych można zobaczyć scenki rozmów telefonicznych, gdzie jeden z rozmówców opowiada o pięknie otaczającej go przyrody, podczas gdy jest w zupełnie innym i zdecydowanie mniej uroczym, niż wynika z rozmowy, miejscu. W tym przypadku celem jest rozbawienie publiczności, którą oczywiście, to bawi. Niestety w życiu jest trochę inaczej i zanim opadnie kurtyna dobrze byłoby, gdybyśmy stanęli w prawdzie. W prawdzie o nas samych. Nasze życie nie jest ani skeczem kabaretowym, ani scenicznym dziełem, ani też udoskonaleniem w odgrywaniu ról. Czy więc złe jest takie pozorne dobro? Czy ono może przynieść jakikolwiek owoc?

W przypadku inscenizacji czy spektaklu, owszem. Brawa publiczności, aplauz, nienaganne opinie. Niekoniecznie jednak w życiu. W nim powinniśmy być prawdziwi, spójni z wyznawanymi wartościami i wolni od potrzeby wchodzenia w światowe kryteria ocen.

Prawdziwi, kiedy widzimy zło. Prawdziwi, kiedy z pozycji kolan weryfikujemy siebie.

Będąc w relacji koleżeńskiej, doświadczyłam kilku negatywnych sytuacji. Nakarmiono mnie kłamstwem, nie było między nami prawdy. Potocznie mówiąc „przymykałam oko” na niepoprawne sytuacje. W efekcie zaczęła się burzyć we mnie złość, emocje, które przyszły, wydawać się mogło znikąd. Dlatego, że nie żyłam w prawdzie.

Udając, że coś nie istnieje, nie oznacza, że tego nie ma. Czy jeśli zasłonię szczelnie okna w południe, to będzie znaczyło, że słońce zaszło?

Nasza życzliwość nie może być makijażem, który perfekcyjnie przykrywa niedoskonałości, powinna  wypływać z serca.

Nawet jeśli jakieś zło, które w nas zostało nie ujawni  się, to nie znaczy, że wszystko zawsze załatwimy życzliwym zachowaniem. Oczywiście złe postępowanie bezdyskusyjnie nie podlega żadnym ocenom. Samo w sobie jest złe, zarówno pod względem duchowym jak i moralnym, czy idącymi za nim wielowymiarowymi konsekwencjami.

Chodzi o nasze serca, to one mają być przepełnione dobrem i być jego generatorem, nie odwrotnie.

Dojrzałość jest umiejętnością poruszania się w obszarze prawdy, kierowanej zawsze na Jezusa. On zna nasze intencje, nasze myśli i czyny. Życie z Jezusem, to życie w wolności. W Nim dostrzegamy, że opinia, aplauz i brawa nie są nam do niczego potrzebne. Kiedy w nas samych zrobimy miejsce dla relacji z Nim, wszystkie codzienne sytuacje stają się nie tylko proste, ale niezauważalne. Kiedy widzimy zło, musimy zareagować, z miłością, to oczywiste i dla dobra człowieka, który się go dopuszcza. Życzliwość i „przymykanie oczu” może stać się grzechem zaniedbania.

Kiedy chowam do kogoś urazę, samo pojednanie nic nie znaczy. Brak przebaczenia niszczy i zamyka na Boga. To jednak jest niewidoczne, dzieje się w naszym sercu. Niewidoczne dla nas. Pojednanie czasami niewiele znaczy, może być jedynie charakteryzacją. Wręcz odwrotnie, są sytuacje, kiedy może nie dojść do pojednania, mimo przebaczenia. Jednak przebaczenie jest ważniejsze.

Wszystko dzieje się w naszym sercu. To tam jest prawda o nas. Nie w inscenizacjach życia, które bywają złudne jak reklamy, czy wyreżyserowane promujące filmiki. Pan Bóg zna nasze prawdziwe oblicze, intencje naszych zachowań i naszych myśli.

W spowiedzi powszechnej używamy sformułowań: „…zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem…”. Grzechy myśli i zaniedbania mogą wydawać się bardzo ulotne i mniej znaczące, bo skoro „Nic złego nikomu nie zrobiłem/am, to nic się stało”. Naszych myśli nie widać, a zaniedbanie… cóż, może skutkować najwyżej jakimś zdenerwowaniem drugiej osoby, kiedy „Przepraszam, nie chciałem/am” powinno wiele załatwić. To nieprawda, bo jeśli kryterium jakichkolwiek ocen o nas ma być miłość, to ona powinna kierować wszystkim. Nie o wierność prawu, a o drugiego człowieka zawsze chodzi. Zaniedbanie, to brak odpowiedzialności za ludzi nam powierzonych, za brak realizowania się w miłości. Miłość, to nie tylko nie czynienie drugiemu krzywdy, ale troska o niego i odpowiedzialność właśnie. Jeśli więc coś jest w naszym sercu nie tak, coś, co nie jest spójne z tym jak powinniśmy żyć, pozwólmy Jezusowi nas naprawić. Nie bądźmy jak sztuczne, okwiecone drzewka w witrynach, które pozornie są pięknie wypielęgnowane, ale nie dają zapachu, blakną i nigdy nie zaowocują. Nie wzrastają i niczemu nie służą, kiedy wystrój wnętrz się zmieni.

Nasze prawdziwe życie toczy się po drugiej stronie monitorów i wyświetlaczy, po drugiej stronie, za kulisami naszych czynów, w naszych sercach.

 

Panie, naucz nas patrzeć jak Ty,

Widzieć więcej,

Słuchać uważniej,

Być bliżej,

Kochać mocniej.

Obudź nasze serca na Ciebie,

Niech będą prawdą o Tobie.

 

                                                                                                       Iwona Sakrajda

 

 

 

 

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter