/pixabay/

(Dz 10, 25-26. 34-35. 44-48; 1J 4, 7-10; J 15, 9-17)

Dzisiaj jest o miłości. Pan Jezus przykazanie miłowania Boga i bliźniego wynosi do rangi najważniejszego przykazania. Równocześnie wyjaśnia co rozumie przez słowo „Miłość”. Jest to, według Niego, postawa otwarcia się na drugiego człowieka, absolutnego otwarcia, nawet kosztem siebie, co osiąga doskonałość w akcie oddania życia za drugiego człowieka.

Jednocześnie „miłość” to słowo chyba najbardziej wieloznaczne z wieloznacznych. W imię miłości człowiek przekazuje życie, ale także je odbiera, bywa, że samemu sobie. W imię miłości do swego narodu, do ojczyzny niejeden dyktator wymordował miliony. Są też tacy, jak Maksymilian Kolbe, czy Janusz Korczak, którzy w imię miłości zdobyli się na heroizm oddania życia za bliźniego. Wielu utożsamia miłość z uczuciem, ale chyba nie o uczucie w pierwszym rzędzie tu chodzi. Uczucie jest czymś, nad czym nie mamy w pełni władzy. Ono pojawia się nieraz bardzo nieoczekiwanie i gwałtownie i w podobny sposób przemija. Pan Jezus nie uczyniłby zatem z tak nieokiełznanego żywiołu jakim jest uczucie, najważniejszego przykazania. W tym spychaniu miłości do sfery czysto duchowej ma także swój udział chrześcijaństwo i Kościół. Stawianie duchowości nad cielesnością, a wręcz swego rodzaju kompleks cielesności, to dość spory fragment nauczania w Kościele. Do dziś, gdzieniegdzie, próbuje się stawiać jako niedościgłe ideały małżonków, którzy zrezygnowali z wyrażania sobie miłości poprzez swoją cielesność. Tymczasem człowiek, to niedająca się zniszczyć jedność duszy i ciała. Pan Jezus mówi o tym dziś, wyrażając pragnienie, aby nasza radość była pełna, czyli ogarniająca całego człowieka. Nie wystarczy zbawić duszę, trzeba także zadbać o ciało, jeśli w ogóle takie dzielenie człowieka ma sens, oprócz zabiegów czysto spekulatywnych. Miłość zatem przybiera w tym kontekście bardzo realną postać konkretnych czynów podejmowanych na rzecz drugiego człowieka. Daje temu wyraz sam Bóg, który swoje Królestwo oddaje tym, którzy za życia podali kubek wody spragnionemu, którzy przyszli z pomocą uwięzionym i chorym, i nie odwrócili się od pozbawionych dachu nad głową. Tej konkretyzacji miłość doznaje także w cielesności człowieka, w której Bóg zawarł źródło radości i szczęścia człowieka, w której pozwala nam zasmakować czegoś z własnej Boskości. Nie ucieczka przed własną cielesnością, nie pielęgnowanie przeróżnych, nawarstwiających się kompleksów, ale dobre wykorzystanie tego, kim jesteśmy i jacy jesteśmy z woli samego Boga, jest pewną drogą wiodącą do szczęścia, czyli do Niego samego. Jest miłością.

Andrzej Kozubski, ks.
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter