Wakacje… u mnie zaczęły się od problemów. Jednym z nich był fakt, że chciałam zabrać ze sobą na urlop psa. Po pierwsze dlatego, że lubię z nim podróżować. Po drugie nie chcę, żeby za mną tęsknił. Po trzecie nie mam go z kim zostawić.

Wyposażona w telefon, internet i stos gazet rozpoczęłam poszukiwania kwatery, która – a) znajduje się nad morzem lub w jego okolicy (preferowane Gdynia i Gdańsk), b) nie wyklucza pobytu z psem. Innych wymogów nie miałam. Okazało się, że jednak zbyt wiele oczekuję.

Trzydzieści nawiązanych kontaktów. Dwadzieścia siedem odpowiedzi „nie preferujemy zwierząt”, dwie pozytywne odpowiedzi pod warunkiem , że uiszczę za psa połowę tego, co zapłacę za siebie i jedna aprobata psa, jeśli dam właścicielom kwatery gwarancję na to, że pies ani na minutę nie zostanie w pokoju sam. Wspomnę tylko, że kwater szukałam w prywatnych domach, a nie w hotelach i pensjonatach.

I na nic moje tłumaczenia…, że Tosia (tak ma imię moja psina) jest bezproblemowa, nie szczeka, nie gubi sierści, nie gryzie, śpi na swoim posłaniu, więc nie zabrudzi pościeli… że waży zaledwie 2 kilogramy, i tam, gdzie ją postawisz stoi bez ruchu. Do tego ma 8 lat i podróżowała z nami zawsze, raz samochodem innym razem pociągiem – siedząc cichutko 12 godzin a nawet więcej... Zawsze grzeczna i pozostawiająca za sobą pozytywne odczucia innych pasażerów.

Właściciele kwater pozostali jednak niewzruszeni. Nie i koniec. Bez psa – zapraszamy, z psem – widzieć nie chcemy. Pytam więc – dlaczego? Bo może komuś przeszkadzać – słyszę. Pytam więc – a dzieci przyjmujecie na kwatery? Oczywiście. Mamy tu plac zabaw, piaskownice, huśtawki… - słyszę. No i wybaczcie, ale nie wytrzymuję i pytam: A co jeśli przyjadę sama (bez psa) i powiem, że przeszkadza mi głośne zachowanie dzieci? Ich płacz, głośne odbijanie piłki, bieganie po schodach? – czy też weźmiecie pod uwagę moje preferencje? Cisza w słuchawce, po chwili zdecydowany głos mówi „zapraszamy bez psa”.

Proszę, żebyście mnie dobrze zrozumieli. Lubię dzieci, nie przeszkadza mi ich płacz, krzyk, głośna zabawa… Wszystkie te zachowania nie są mi obce, w końcu sama byłam kiedyś mamą małego dziecka. Pojąć jednak nie mogę, że w XXI wieku, walcząc o prawa zwierząt i wzruszając się historią porzucanych psów słyszę z ust tak wielu osób – słowa – pies to problem.

Dla mnie problemem jest kierowca, który proponuje mi kurs z Kołobrzegu do Katowic z psem umieszczonym… w luku bagażowym przez 12 godzin. Wtedy rzeczywiście wolałabym usłyszeć „nie preferujemy zwierząt”... (wspomnienie z zeszłego roku).

Dla mnie problemem jest właściciel kwatery, który zachęca mnie do oddania mojego czworonożnego przyjaciela na czas wakacji do schroniska…

Dla mnie problemem jest rodzic, który uczy swoje dziecko od najmłodszych lat, że pies = rzecz… a rzeczami się nie przejmujemy.

Kiedy już spisałam nasz wspólny urlop z psem, na straty – napisała do mnie pani Kasia. „Witam. Jest wolny pokój. Piesek mile widziany…” Oddzwaniam niemal natychmiast, ale z pewną rezerwą… Rozmawiamy. Pani Kasia okazuje się właścicielką „goldena”. Umawiamy się na termin. Jeszcze tego samego dnia otrzymuję od niej sms-em wiadomość: „Czekamy na was. W gratisie dla psiaka balkon :) ”. Jedno miłe zdanie znowu pozwala mi twierdzić, że .. świat nie jest taki zły.

Marzyły mi się w tym roku Gdynia lub Gdańsk. Pojadę w zupełnie inne miejsce, za to z psem, który spędzi mój urlop ze mną. Nie w schronisku. Nie przywiązany do drzewa. Nie w hotelu dla psów, stęskniony i smutny, ale ze mną.


Barbara Stelmach-Kubaszczyk
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter