„Chodź, patrz
Na prawdziwe kwiaty
Bolesnego świata.”
– Matsuo Basho

Wysoka Równina Niebios od zarania dziejów rządzona była przez Wielkiego i Świętego Ducha Świecącego na Niebie, znanego także jako bogini Amaterasu. Tak przynajmniej wierzą Japończycy. Przejawem tego przekonania jest okrąg słońca – symbol Japonii umieszczony na białym płótnie, który dumnie powiewa na wietrze. W pewnym okresie historii duma Japończyków przysporzyła im samych nieszczęść. Flaga słońca eksplodowała czerwonymi promieniami. Widoczną oznaką tego wydarzenia była powiewająca Bandera Imperialnej Marynarki Wojennej Japonii i obecnych Morskich Sił Samoobrony w wielu zakątkach południowo-wschodniej Azji. W Polsce się o tym jakoś specjalnie nie mówi, ale Japończycy bezwzględnością dorównywali Niemcom oraz Sowietom. Mieszkańcy Kraju Wschodzącego Słońca zostali jednak poskromieni. Niemiecka piosenkarka pop Sandra w swym utworze podsumowała to tak:
„Leć mały ptaku do Hiroszimy i dostarcz swój ładunek,Wypowiedz magiczne słowo Hiroszimie, Niech eksploduje niebo”.

„Nowy rok:
Wiatry starowieku
Między sosnami wieją.”
- Onitsura

Jednym ze znaków rozpoznawczych Japonii jest manga i anime. Pierwsza jest sztuką rysowania komiksów, a druga ich przeniesieniem na ekrany. Do prawdziwego rozwoju tych sztuk doszło tuż po drugiej wojnie światowej. Niewątpliwie spory wpływ na rozkwit mieli amerykańscy żołnierze stacjonujący w tym kraju. Z Ameryki przywozili własne komiksy służące propagandzie. Amerykanie ku pokrzepieniu serc czytali m.in. o przygodach Kapitana Ameryki, który walczył z nazistowskim agentem Red Skullem. W upokorzonych Japończykach, potomkach samurajów zrodziła się potrzeba stworzenia nowych bohaterów, którzy zainspirowaliby przyszłe pokolenia. Ponieważ Japończycy to naród traktujący tradycję na poważnie, odwołali się do niej. Sięgnęli do drzeworytów z okresu Edo. Choć kształtowanie się komiksu trwało prawie wiek, to dopiero powojenna rzeczywistość dała impuls do rozkwitu mangi. U nas mangą i anime wielu ludzi gardzi. Kojarzy się ją niemal wyłącznie z pokemonami. Istnieje jednak spore środowisko, które się tym zachwyca. Jest czym, bo zarówno manga jak i anime są bogate tak samo jak kinematografia, czy literatura. Każdy znalazłby coś dla siebie. Dla tych, co na samą myśl o obcowaniu z tym kawałkiem Japonii dostają torsji, przypominam, że popularna również w Polsce bajka „Muminki” jest klasycznym przykładem anime.

„Rok za rokiem
Ja w masce małpy -
Prawdziwa małpa.”
- Matsuo Basho

Co wiemy tak naprawdę o Japonii? Czy nie ulegamy mitom? Japonia jest tak dalekim krajem, że wszystkie informacje o niej łykamy jak pelikan rybę. Wierzymy w to, że Japonia jest tak rozwinięta technologicznie, że przyjeżdżając tam zobaczymy przepaść jaka nas dzieli. Owszem Japonia przoduje w rozwoju technologii. Nie znaczy to jednak, że przybywając tam poczujemy się jak Gotfryd de Montmirail grany przez Jeana Reno w francuskiej komedii „Goście, goście”. Między bajki można też włożyć to, że w japońskim automacie można kupić dosłownie wszystko. Wydaje się, że podczas gdy w Polsce na porządku dziennym jest puszka coli, to w Kraju Kwitnącej Wiśni taką rzeczą jest bielizna. Podobno wielu próbuje odnaleźć legendarny automat, jednak bezskutecznie. Japonki nie chodzą na co dzień w kimono, niczym bohaterka „Wyznań gejszy”. Azjatki z tego kraju nie ubierają się również w stroje niesfornych uczennic. W ostatnim czasie czytałem reportaż o Czechach i gdybym miał uwierzyć we wszystko, co jest tam napisane, to Czesi wydali by mi się narodem co najmniej zwariowanym. Nie sztuką pokazywać tylko, to co szokuje. Sztuką jest pokazać opisywaną rzeczywistość zgodnie z prawdą. Warto jednak nie zaciemniać obrazu w pogoni za sukcesem. Mam wrażenie, że w pokazywaniu odległych nam kulturowo krajów tylko to się liczy.

„Zebrany na podpałkę
Chrust
Zaczyna pączkować.”
- Boncho

O pierwszych kontaktach mieszkańców Śląska Cieszyńskiego z Japończykami napisała „Gwiazdka Cieszyńska” w 1920 roku. Wydawałoby się, że opisano podróż, któregoś z naszych krajanów na Daleki Wschód. Okazało się, że Japonia zawitała do nas sama w postaci profesora Saburo Yamady. Ten specjalista od międzynarodowego prawa prywatnego zawitał w nasze strony z powodu plebiscytu jaki odbywał się tutaj po pierwszej wojnie światowej. Yamada po raz pierwszy został zauważony
w Lesznej Górnej wraz z innymi członkami delegacji. Mieszkańców musiał wprawić w osłupienie widok ludzi o dziwnym odcieniu skóry i skośnych oczach. Opinia profesora miała wpłynąć na podział tych terytoriów. To dzięki niemu część terenów przypadło Czechosłowacji. Czujni cieszyniacy wyczuli sympatie profesora dużo wcześniej, nim zapadła klamka. Dlatego na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej” dziwiono się, że krakowski tłum wiwatuje na cześć japońskiej delegacji w rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja.

„Za towarzysza podróży
Wybrałbym pewnie
Motyla.”
- Shiki

Odkąd pamiętam kamienica przy Rynku 15 była powiązana z gastronomią. Nie wiem czy „Pod dobrą datą” było pierwszym lokalem pod tym adresem, ale wcześniej tego typu miejsca mnie nie interesowały. To tu uczniowie ostatnich klas szkół średnich oraz studenci wpadali na piwo. Przygrywała im muzyka sącząca się z szafy grającej. I to wcale nie leniwie. Można było tu usłyszeć najlepsze rockowe kawałki, ale i nie tylko. Potem przez parę lat znajdowała się tu „Citypizza”. Tego typu lokale w swoim czasie rosły jak grzyby po deszczu. W końcu któryś musiał paść pod naporem konkurencji. Jakiś czas temu dowiedziałem się, że w tym miejscu ktoś otworzył japońską restaurację KUSA SUSHI, notabene istnieje już ponad rok. Od samego wejścia czuć aromat wschodnich przypraw – sosu sojowego, octu ryżowego, sezamu, limonki oraz wasbi. To dobrze rokowało. Rodziło nadzieję, że nikt nie poczęstuje gościa kostką z Knorra, czy chińską zupką. Wystrój restauracji też nawiązywał do kraju, który miałem właśnie zwiedzić smakując jego kuchnię. Parawany, malunki pagody i kwitnących kwiatów wiśni oraz szmer miniaturowego wodospadu budował nastrój.

„Siada do stołu 
Przy świetle od sąsiada 
mróz i ja.” 
– Issa

Choć restauracja specjalizuje się w sushi, czemu nie ma się co dziwić (najpopularniejsze japońskie danie), to nie zamówiłem go. Zdecydowałem się na inne, choć nie mniej popularne danie japońskie jakim jest Ramen (zupa). Nie jestem krytykiem kulinarnym pokroju Magdy Gessler, ale smerf Łasuch wiecznie we mnie drzemie. O Ramenie oglądałem parę filmów, a także wiele czytałem. W KUSA SUSHI otrzymałem jedną z podstawowych wersji bez zbędnych dodatków. Smak i aromat rozbudzał wszystkie moje zmysły zaspokajając podniebienie. W prostocie i uwalniających się aromatach tkwiła siła. Uważam, że była to jedna z lepiej wydanych dych w ostatnim czasie. Kolejnym wyborem był banan rakuen, czyli banan w tempurze z czekoladą i bitą śmietaną. Była to dla mnie zupełna nowość, ale i powiew świeżości. W końcu ile można jeść strudla z jabłkami, czy lody z malinami na gorąco? Dodam, że na plus lokalu działa również to, że nie jest w pełni ortodoksyjny. Można tu się napić piwa z Cieszyńskiego Browaru Zamkowego, co jest ukłonem w stronę miasta. Itadakimasu, czyli smacznego życzę wszystkim swoim Czytelnikom.

autor: Paweł Czerkowski
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter