Pragnienie samotności to potrzeba równie normalna, jak chęć jedzenia czy picia, inaczej w owym przymusowym komunizmie znienawidzi się ludzi. Towarzystwo ludzi staje się trucizną i zarazą i to przysporzyło mi największych cierpień w ciągu owych czterech lat. Bywały chwile, że nienawidziłem każdego napotkanego człowieka, winnego czy niewinnego i patrzyłem na niego jak na złodzieja, który okrada mnie bezkarnie z mojego życia.
/Fiodor Dostojewski z listu do Natalii Fonwizinej/

Zwykliśmy uciekać od samotności, bo wpojono nam, że człowiek samotnie dryfujący po morzach swojego życia jest nieszczęśliwy. Cóż, właściwie to sam Stwórca stawia nas obok drugiego, mówiąc, że nie jest dobrze być samemu. A co jeśli ten drugi, stojący obok nas, nie jest przez nas zaproszony? Jest po prostu kimś, na kogo w jakiś sposób jesteśmy skazani?

Nie chciałbym budować nowej definicji: człowieka jako istoty samotnej i podważać popularne dziś określenie wielu nauk: „człowiek istota społeczna”. Przyznam jednak, że zmęczony jestem tym ciągłym byciem z konieczności w relacjach, które tak naprawdę mnie okradają z czegoś bardzo dla mnie ważnego, a mianowicie z mojej wolności i bycia autentycznym. Ilu z nas odnajduje się w wyżej przytoczonej myśli Fiodora Dostojewskiego: towarzystwo ludzi stało się trucizną…?

Ile razy w ciągu naszego życia, dnia jesteśmy skazani na kogoś, kto tylko okrada nas z czasu i wysysa ostanie siły do myślenia i kreatywnego działania. Jakże często cierpimy nie tyle z powodu samotności, ale właśnie z naszego skazania na bycie w ciągłym kontakcie z innym, który narzuca się ze swoją osobą. Jesteśmy wyrwani z naszego przeżywania czasu istnienia i ciągle wstawiani w bieg spotkań narzucających się.

Co nas boli? Okradanie nas przez tych, którzy bez naszego wyraźnego zaproszenia wchodzą w intymność naszego czasu i czucia świata. Współczesność ukochała zwroty „być aktywnym, być dostępnym”. Tylko, że to bycie dostępnym czy też aktywnym jest wystawione na ciągłe bycie w sieci relacji, które nie zawsze nas uszczęśliwiają. Dlatego mamy w sobie pragnienie samotności, czyli przeżywania swojego życia w jakiejś intymności. Jakże ważna jest samotność, która nie jest ucieczką od świata i relacji, ale możliwością rozmyślania o przeżywanym czasie. Kiedy uciekamy od takiej możliwości i tracimy jeden z najistotniejszych momentów naszego życia, jakim właśnie jest myślenie, zapominamy o wolności.

Przestajemy myśleć, nie pozwalamy sobie na chwilę zatrzymania, a co z tym idzie zapominamy, że jesteśmy wolni od bycia aktywnymi dla każdego i zawsze. Co tracimy? Wolność przeżywania swojego czasu. Jesteśmy niewolnikami układów i nieakceptowanych przez nas sieci relacji, tylko dlatego, że upływający czas jest dla nas czasem bezrefleksyjnym.

Po co samotność? Potrzebujemy spotkania ze sobą, potrzebujemy intymnego spotkania ze swoim wnętrzem, bardzo szczerej rozmowy ze sobą samym. Jeżeli mamy budować jakiekolwiek relacje z innymi, to podstawą staje się dobrze zbudowana relacja z sobą samym. Wielką możliwością na drodze refleksyjnego spotkania z sobą staje się właśnie samotność. Możemy być bardzo aktywnie zaangażowanymi w życie, co wcale nie znaczy, że nie ma w nas potrzeby przebywania w pokoju własnego życia.

Ks. Tomasz Sroka
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter