/pixabay/


(Ez 17, 22-24; 2Kor 5, 6-10; Mk 4, 26-34)

Sporadycznie sięgamy po Stary Testament, bo w wielu fragmentach wydaje nam się kompletnie niezrozumiały, a nieraz brutalność i niemoralność opisywanych tam zdarzeń budzi wręcz zażenowanie. Dzieje się tak dlatego, że był on pisany w określonym czasie i miejscu, odzwierciedlając ówczesną mentalność i kulturę człowieka. Czytany dzisiaj fragment z Księgi Proroka Ezechiela jest inny, jest nader łagodny i jakby pisany do nas żyjących w XXI wieku.

Wielu obecne czasy, także czasy Kościoła, określa jako kryzysowe. Zmagamy się ze skutkami trwającej nadal pandemii – mniej ludzi w kościele, mniej korzystających z sakramentów, rezygnowanie młodzieży z uczęszczania na katechezy, odzwyczajenie się ludzi od wielu tradycyjnych form pobożności. Do tego jeszcze znaczący spadek zaufania do instytucji kościoła spowodowany ujawnianiem coraz to nowych skandali w jej strukturach.

Sytuacja kryzysu w Kościele budzi skrajne reakcje. Obrońcy tego, co stare i dlatego jedynie dobre, zwierają szeregi i robią wszystko, aby uciszyć tzw. liberałów (zapominając o liberalnym charakterze samej Ewangelii), “przemądrzałych” teologów, “pyszałkowatych” konsumpcjonistów, duchownych bez ducha walki (!), wszystkich tych, którym brak gorliwości w dążeniu do tego, by wszystko było jak było. Tymczasem przywołany na początku prorok Ezechiel radzi, nie tylko sobie współczesnym, aby przyczyn kryzysu a nawet klęski szukać nie gdzie indziej, jak tylko w sobie samym, uwzględniając niebagatelną rolę tzw. znaków czasu, by broniąc za wszelką cenę swoich poglądów nie traktować tych, którzy chcą nam pomóc jako wrogów.

Jak każdy kryzys, także i ten z pewnością przyniesie coś dobrego, potrzebne zmiany, które zapewnią konieczną odnowę. Póki co budzi on jednak, przynajmniej u niektórych, przerażenie, że będzie trzeba zmierzyć się z czymś nowym. Nie jest to jakaś sytuacja nadzwyczajna, bo właściwie w każdej dziedzinie ludzkiego życia nowość rodzi niepewność i niechęć przed koniecznością wykonania dodatkowej pracy, aby to nowe zasymilować i żal a nieraz gniew związany z uświadomieniem sobie, że być może będzie trzeba wrzucić do kosza to, czemu poświęciło się w przeszłości wiele czasu i pracy. Tak jest w świecie nauki, kiedy jedna teoria zastępuje drugą, tak jest w świecie humanistyki, gdy jakaś interpretacja staje się banalna i trzeba ją odrzucić.

Przeżywana niedawno Uroczystość Bożego Ciała zwykle interpretowana jest jako wyprowadzenie Chrystusa poza mury kościoła i wprowadzenie Go w naszą codzienność. Może trzeba przy tej okazji na nowo sobie przypomnieć, że Syn Boży jest poza tymi murami i to od zawsze jest.

Andrzej Kozubski, ks.
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter