W piątek wierni cieszyńskich parafii przeszli ulicami miasta we wspólnej Drodze Krzyżowej. To wieloletnia tradycja, że w piątek poprzedzający Niedzielę Palmową chrześcijanie symbolicznie odtwarzają wydarzenia z ostatnich dni z życia Jezusa. Przemierzają ulice miast, modlą się i rozważają kolejne stacje drogi krzyżowej, dając tym samym świadectwo swojej wiary i miłości do Chrystusa. 

W tym roku pątnicy wyruszyli z Kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Cieszynie-Krasnej. Licząca ponad 3 kilometry droga, biegła przez ulicę Bielską, Sadową, Ustrońską, Słowiczą i Hallera, by dotrzeć do Parafii Narodzenia św. Jana Chrzciciela na Mnisztwie. Tam duchowni cieszyńskich parafii wspólnie odprawili Msze Świętą. 

Jak zaznaczył ks. prałat Stefan Sputek to najdłuższa do tej pory droga miejska, która chociażby przez ukształtowanie terenu może nam przypominać drogę na Golgotę.

- Była wymagająca i trudna, ale w żaden sposób nie da się jej porównać z Drogą Krzyżową, którą pokonał nasz Zbawiciel w Jerozolimie.

Z kolei prowadzący tegoroczną Drogę Krzyżową ks. Krzysztof Gardyna z Parafii Serca Pana Jezusa w Cieszynie-Krasnej podkreślił, że w naszej Drodze Krzyżowej nie chodzi o przyrównanie fizycznych warunków niesienia krzyża, ale znalezienia w sobie właściwej motywacji i uświadomienia sobie na jak wielkie poświęcenie był gotowy Jezus, by zbawić ludzkość od grzechu. 

- W naszej drodze krzyżowej nie chodziło o skopiowanie fizycznych warunków niesienia krzyża przez Pana Jezusa... Chrześcijanie przechodząc Drogę Krzyżową starają się o przeżywanie niesienia krzyża obok Jezusa i z Jezusem. Staramy  się uświadomić sobie nie tylko ogrom cierpienia Syna Bożego za nasze grzechy, ale też jego motywację. Tak Bóg umiłował świat, że syna swojego jednorodzonego dał, aby każdy kto wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne. To jest największa motywacja naszej Drogi Krzyżowej. Chcemy głębiej wejść w miłość Pana Boga do człowieka. Mniej się liczy trud związany z długością drogi i jej ukształtowaniem, mniej się liczy znoszenie przejmującego chłodu, mniej się liczy zmęczenie po całym tygodniu pracy. Liczy się nasza miłość do Pana Boga, która jest przyczyną podjęcia tych wszystkich utrudnień i niedogodności. Bo jakie by one nie były, i tak nie mogą w żaden sposób równać się z tym, co Pan Jezus podjął dla nas - mówił.

Foto i tekst Krzysztof Telma






















Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter