/pixabay/

XXVI Niedziela zwykła
(Mt 21, 28-32)

Czasami jedno słowo, jedno zdanie z Ewangelii może determinować interpretację całego fragmentu. W dzisiejszej Ewangelii takie zdanie tworzą dwa słowa: „Nie chcę”. Wydawać by się mogło, że wydźwięk tego krótkiego zdania jest negatywny, ale czy rzeczywiście jest tak zawsze? Spontaniczne „Nie chcę” jednego z dwóch synów z dzisiejszej Ewangelii doprowadza go do głębszej refleksji, która zaowocuje wypełnieniem woli ojca.

Owo „Nie chcę” znajdujemy także w samym Chrystusie, kiedy modli się słowami: „Niech odejdzie ode mnie ten kielich” albo „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Czasami słowo sprzeciwu może być słowem Bożym i niekoniecznie tylko w ustach ludzi Kościoła, ale także tzw. wrogów Kościoła. Także ich „Nie chcę” może być konstruktywną krytyką, z której narodzi się dobro, umocnienie, siła.

Życie człowieka zdaje się ilustrować sinusoida na przemian pojawiającego się „chcę”, „nie chcę” i znowu „chcę”. Dopóki odzwierciedla ona nasze prawe sumienie, dopóty jesteśmy na właściwej drodze. Dramat zaczyna się wtedy, gdy owo „Nie chcę” jest następstwem ludzkiego egoizmu, konformizmu albo bezmyślności. Wtedy łatwo stracić kontrolę i wpaść w rutynę mówienia „Nie chcę”, mówienia Bogu „Nie!”, „Nie, bo nie”, ale to już jest brak racjonalności, czyli powiedzenie „Nie” temu, co stanowi o naszym człowieczeństwie.

ks. Andrzej Kozubski

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter