Niedawno przeczytałam szczególne słowa, które na myśl przywiodły mi „ją”. Dobrego, życzliwego człowieka, pełnego radości, mimo iż miejsce w którym pełni posługę wolontariusza nie zawsze przywołuje na myśl radosne chwile: „To naprawdę niezwykłe, że chociaż jesteśmy grzeszni, chociaż niektórzy z nas Boga nie uznają albo nawet z Nim walczą, to przecież miłość nie przestała być ostatecznym horyzontem naszego życia”.

Ta osoba – wolontariusz hospicjum, która każdego dnia dźwiga w swoim sercu tony miłości, kilogramy troski, życzliwości i wsparcia - kiedyś w rozmowie, powiedziała mi zrezygnowana i smutna „chciałabym wierzyć, że Bóg istnieje”. Wiem, że zabrzmi to dziwnie, może patetycznie, ale ja Boga, w którego ona tak bardzo chciała uwierzyć – zobaczyłam w jej spracowanych dłoniach, w uśmiechu za którym krył się smutek rozstania z podopiecznym, w czułym dotyku, który tulił wyłysiałą głowę umierającego człowieka. Zobaczyłam Boga w jej ruchach, kiedy pochyla się, żeby poprawić choremu poduszkę. Zobaczyłam Boga w jej ogromnej miłości do drugiego człowieka. Bezinteresownej, bezkrytycznej. Miłości, która nie wymaga słów, ale karmi się drobnymi gestami. Codziennością.

Miłosierdzie to… jedno z najpiękniejszych na świecie słów. Oznacza „współczucie zrodzone przez czyjąś biedę”, ale również znaczy „serce biedne”. Bieda może objawiać się nie tylko w sposób materialny. Jedna jest bezdomna, inna odrzucona, poniewierana, samotna. Może przytłaczać, być niesprawiedliwa, kaleka, zagubiona, zgorzkniała. Może pałać chęcią zemsty, kusić samobójstwem, załamać po śmierci bliskiego.

Biedy bywają różne, serce posiada każdy. Jak sprawić, by stało się sercem miłosiernym? By czyniło miłosierdzie… by zatwardziałe nie było bronią potężniejszą niż atomowa bomba? Myślę, że piękną odpowiedzią na te wszystkie pytanie i wiele innych były rekolekcje zorganizowane z okazji jubileuszu 35-lecia Klubu Inteligencji Katolickiej w Cieszynie. Trzydniowe rekolekcje w całości poświęcone zostały miłosierdziu. Towarzyszyło im wspomnienie świętej siostry Faustyny.

- Miłosierdzie to pewna postawa, to sposób reakcji na to, co wokół nas się dzieje. Na biedę, nędzę, zło – mówił podczas rekolekcji ks. dr Andrzej Kozubski, zwracając uwagę na ewolucję, która na przestrzeni wieków zmieniła naszą reakcję na miłosierdzie.

W ciągu trzech rekolekcyjnych dni, kapłan poruszył również temat doświadczania miłosierdzia w naszym życiu, przez zadania, do których powołuje nas Pan Bóg. Ale nie tylko, bo miłosierdzie to również próba dostrzegania na co dzień w drugim człowieku ogromnej wartości.

- Każdy jest bezcenny w oczach Pana Boga, a my powinniśmy w tym Pana Boga naśladować. Miłosierdzie wymaga od człowieka zmiany sposobu myślenia. Wzruszenia się nad ludzką biedą, współczucia z drugim człowiekiem – nie tylko kiedy cierpi, ale również wtedy, gdy grzeszy. Zależności, nałogi do których powracamy to również pewna bieda. Będąc miłosiernym trzeba szukać dobra, nawet na siłę… bo miłosierdzie to również wysiłek. To również dobór odpowiednich środków, do tego by z drugiego człowieka wykrzesać dobro... – podkreśla rekolekcjonista – Miłosierdzie to również wysiłek intelektualny. To poznanie drugiego człowieka. To ciągłe uświadamianie sobie, że każdy człowiek jest inny, nie ma dwóch jednakowych ludzi. Choć schemat to wygodna rzecz, musimy odchodzić od schematów. Schemat i rutyna zabijają prawdziwą miłość, prawdziwe miłosierdzie.

Rekolekcjom towarzyszyły dobrze nam znane przypowieści: przypowieść o zgubionej drachmie, przypowieść o zagubionej owcy a także o synu marnotrawnym. Choć powierzchniowo oceniając – wszystkie trzy przypowieści mówią nam o zagubieniu i odnalezieniu – są dowodem na to, że w naszym życiu zdarzają się diametralnie różne sytuacje.

- …Człowiek może się zgubić nie z własnej winy… Może się zgubić, bo nigdy nie słyszał o Chrystusie, nikt mu o Nim nie powiedział – przypadek sprawił, że odnajduje Boga, nawraca się, staje się świętym. Bywa, że człowiek odchodzi od Boga z własnej winy, ale i tu Pan Bóg pomaga mu powrócić do siebie, bez jego myśli i refleksji…. Bywa i tak, że działania człowieka są przemyślane. Sam dochodzi do pewnych wniosków. Nawraca się, wybiera inną drogę… To świadczy o tym, że jesteśmy ogromnie różni i dlatego, kiedy rozmawiamy z drugim człowiekiem musimy brać to pod uwagę. Musimy odchodzić od schematów. Musimy robić użytek ze swojego rozumu, daru jakim nas Pan Bóg obdarzył – podkreślał kapłan, zwracając również uwagę na główny rys nauczania papieża Franciszka, jakim jest różnorodność i indywidualizm - Schemat jest wygodny, ale chrześcijaństwo nie ma wiele wspólnego z wygodą. Chrześcijaństwo, podobnie jak miłosierdzie jest trudem, który trzeba podejmować. Stale trzeba troszczyć się o swoją wiedzę. Mając do czynienia na co dzień z drugim człowiekiem musimy stale się dokształcać, szukać, korzystać z wiedzy innych.

Jednak miłosierdzie zakłada także wiarę w siłę cierpienia. O dar cierpienia prosiła święta siostra Faustyna. - Cierpienie nie jest czymś dobrym, ale bywa doświadczeniem. Możemy więc przyjąć dwie postawy – nieszczęśliwą, narzekającą, chodzącą ze spuszczoną głową lub taką, która to cierpienie wykorzysta. Mając na uwadze fakt, że wszystko co trudne ma ogromną wartość, bo miłosierdzie jest ofiarą i ciężką pracą... - mówi ks. Andrzej Kozubski.

I tym razem kolejne słowa same piszą mi się wierszem ks. Mieczysława Malińskiego:

„Wszelkie zło, które popełnisz
Uderzy w końcu w ciebie
Z bezlitosną
Konsekwencją
W chwili najmniej
Spodziewanej…
Pocieszające jest, że każde
Dobro przez ciebie spełnione
Także do ciebie wróci…”
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter